fbpx Skip to content

Hanna Zielińska: Antysemityzm młodzieży to są najczęściej bezmyślnie powtarzane hasła.

 

Marta Rawłuszko: Na co dzień pracujesz z młodzieżą odnosząc się do tematów takich jak antysemityzm czy ksenofobia. Jak te pojęcia i konkretne problemy wyglądają z ich perspektywy?

Hanna Zielińska: Na początku jest niewiedza. W znakomitej większości przypadków młodzież nie zna żadnych Żydów, właściwie nic na ich temat nie wie, nie ma z nimi żadnych kontaktów. Nie ma więc też możliwości konfrontacji tego, co już gdzieś o Żydach usłyszała lub przeczytała. Antysemityzm młodzieży, mówię tu przede wszystkim o gimnazjum, to są najczęściej bezmyślnie powtarzane hasła.

W ostatnim raporcie TEA na temat dyskryminacji w szkołach, antysemityzm młodzieży ujawnił się np. w używaniu słowa „Żyd” jako obelgi. To było jedno z wyzwisk, stosowanych obok „Murzyna”.

Tak. I to jest zwykle całkowicie bezrefleksyjnie powtarzane. Ktoś coś usłyszał, nie ma pojęcia, kim jest Żyd, który jawi się jako całkowicie abstrakcyjna postać, a samo słowo funkcjonuje jako wyzwisko i jest stosowane przeważnie bez żadnego związku z tym, kim jest osoba, którą się obraża. To oczywiście nie znaczy, że to nie jest niebezpieczne. To pierwszy krok, aby działo się gorzej. Jak zaczynamy rozmawiać z młodzieżą i rozpakowywać to, co im się kojarzy z Żydami, to pojawiają się kolejne zasłyszane poglądy, że np. „Żydzi rządzą światem”. To często są rzeczy z domu…

Mogą być też ze szkoły, mediów.

Mogą. Nie są to przekazy neutralne, lecz wyraźnie negatywne. Młodzież nie wie więc, kto to jest Żyd, nie zna żadnego Żyda, ale wie już, że bycie Żydem to nic dobrego. To jest cały czas replikowane. I w spotkaniach z młodzieżą prawdopodobnie nie usłyszymy historii o macy, ale jest niebezpieczeństwo, że taka historia pojawi się w ich rozmowie z dziadkiem czy babcią. I pozostawiona bez komentarza, doskonale wpisze się w ciąg przekonań, które potwierdzają, że mimo iż dokładnie nie wiadomo, kim są Żydzi, to robią złe rzeczy.

W przypadku Polski to jednak również kwestia konkretnej historii.

Moim zdaniem to jest cały czas nieodrobiona lekcja. Miałam to szczęście, że w liceum historii uczył mnie między innymi Robert Szuchta, który jest ekspertem od nauczania o Holokauście, autorem wielu publikacji oraz materiałów edukacyjnych (w tym 1000 lat historii Żydów polskich. Podróż przez wieki, czy Zrozumieć Holokaust). I on tak tłumaczy to, co robi „Uczę o Holokauście dlatego, że ta zbrodnia dokonała się na ziemiach polskich wbrew woli Polaków, ale w ich obecności i rodzi to pytanie o postawy wobec Zagłady”. W mojej pracy celem są właśnie postawy i ich kształtowanie. Tu chodzi o alternatywę wobec niepamięci, obojętności, niechęci do brania odpowiedzialności. Zadaniem na dziś jest więc uczenie młodych ludzi wrażliwości, empatii, a w konsekwencji reagowania na nierówności i przemoc – tu i teraz, w ich otoczeniu. Żeby nie być biernym.

Jak wygląda twoja praca?

Istotne jest odzyskanie historii, odrobienie tej lekcji. Przykładowo, w ramach projektów Przygraniczni, a później Przygraniczni w działaniu Stowarzyszenia Praktyków Kultury pracowaliśmy w Krynkach. To jest miejscowość, której przed wojną około 70% mieszkańców stanowiła społeczność żydowska. Wyszło to w rozmowie z uczestnikami i uczestniczkami naszych warsztatów, którzy następnie poszli na cmentarz żydowski i szukali prawdziwych nazwisk tych ludzi. Animatorzy dostarczyli im podstawowych faktów o kulturze i religii żydowskiej, młodzież zaczęła też sama szukać różnych informacji. Następnie wspólnie zastanawiali się, jak by to było, gdyby nie było Holokaustu, jak wyglądałyby Krynki, gdyby Żydzi wciąż tam żyli. Próbowali wejść w buty tych ludzi, zbliżyli się do nich, Żydzi z abstrakcyjnych danych procentowych zmienili się w niemal realne postaci. Na tyle to było dla nich poruszające, że zdecydowali się nakręcić o tym film. Doświadczyli czegoś i to doświadczenie przekuli w działanie, zabrali głos i zajęli swoje miejsce w tej historii, a zrobili to po swojemu (http://bit.ly/1MwLWqZ).

Czy chodzi wyłącznie o „spotkanie” ze zmarłymi?

Nie. Poza wiedzą, rozpoznaniem różnych historii, bardzo ważne i potrzebne dla zmiany jest osobiste doświadczenie – np. spotkanie z kimś, kto zechce o swojej tożsamości i byciu Żydem opowiedzieć, urealnić ten temat i go przybliżyć, odstereotypizować. Młodzież dobrze jest zaprosić do spotkania z rówieśnikami i rówieśniczkami, np. z Izraela. Jako trenerka miałam okazję uczestniczyć w takich spotkaniach organizowanych przez Fundację Forum Dialogu, to było dość niesamowite, jak szybko topniały lody między grupami, które w punkcie wyjścia nieraz bazowały wyłącznie na stereotypach i uprzedzeniach wobec siebie nawzajem. Tę przemianę – zmniejszenie poziomu uprzedzeń – potwierdziły badania ewaluacyjne prowadzone pod kierunkiem Michała Bilewicza, kierownika Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Po dwóch godzinach młodzi wymieniali się kontaktami, robili sobie wspólne zdjęcia, rozmawiali o ulubionych zespołach – Żyd (i Polak) okazywał się nastolatkiem takim jak ja.

W Stowarzyszeniu Praktyków Kultury korzystacie garściami z animacji kultury. To nie są jedynie zajęcia o historii i spotkania osobiste.

Zanim opowiem o animacji, chcę zaznaczyć, że mamy przywilej prowadzenia edukacji nieformalnej.

Co to znaczy?

Staramy się, by nasze działania nie były krótką, jednorazową interwencją, ale miały bardziej długofalowy charakter, były pewnym procesem. Dbamy o to, aby zacząć pracę z młodzieżą od poznania się i przygotowania gruntu pod warsztaty antydyskryminacyjne. Mamy czas na wymianę opinii, rozmowy, młodzież wie, że może nas o wszystko zapytać i nie zostanie oceniona. Może to brzmi banalnie, ale rozmowa to jedno z podstawowych narzędzi, które otwiera bardzo różne furtki. Mówimy o tym dużo w publikacji z projektu Liderzy tolerancji w działaniu  Ten początkowy etap, zapewnienie wszystkim poczucia bezpieczeństwa w grupie, atmosfery dialogu to jest pierwszy krok, po którym dopiero możemy iść dalej. Naprawdę rozumiem nauczycieli i nauczycielki, którzy pracują w szkołach i tak jak teraz to działa – mają program do zrealizowania i tego czasu, aby się zatrzymać i spokojnie porozmawiać po prostu im brakuje.

Jak to wygląda u was?

Spotykamy się z młodzieżą. Ważna dla nas jest ich tożsamość, ich różne tożsamości. Mamy czas i przestrzeń, aby przyjrzeć się temu i sobie nawzajem.

Co to znaczy?

Grupa, z którą się spotykamy może chodzić do jednej szkoły, ale nie wszyscy się znają lub nie wszyscy się lubią, a lądują razem w naszym projekcie. Na początek więc spędzamy czas wspólnie, staramy się nawzajem słuchać i poznawać, zobaczyć, co nas łączy, co mamy podobnie, a co nas różni. To taka rewizja zastanej rzeczywistości, która na co dzień już jest poszufladkowana. Zastanawiamy się, jakie są korzyści z tych różnic, co możemy z nimi zrobić, ale też, co jest w tej sytuacji wyzwaniem. To spotkanie i czas są konieczne i bardzo ważne.

Co robicie dalej?

Korzystamy z filozofii i metod animacji kultury, żeby przeciwdziałać dyskryminacji, promować równość, edukować do tolerancji. W dużym skrócie, zapraszamy do zaangażowania i współtworzenia rzeczywistości – takiej, na której nam zależy, w której różnorodność jest wartością. Lena Rogowska i David Sypniewski pisali o tym podejściu w tekście Animacja kultury jako działanie antydyskryminacyjne w publikacji TEA (Nie)warto się różnić. Powtórzę się, ale znów – ważne są wymiana doświadczeń, proces wspólnego działania, no i środki wyrazu. Animacja kultury korzysta z wielu narzędzi, co jest super, bo zależy nam, żeby zajęcia były atrakcyjne dla młodych ludzi. Najlepiej jest, kiedy to oni podejmują decyzję o tym, co i jak chcą skomentować, jakiej formy chcą użyć, co ich kręci. Jednocześnie uczą się nowych rzeczy, które są dla nich fajne – nagrywają filmy czy piosenki, robią sztuczki fotograficzne, komiksy, flashmoby. Ważna jest interaktywność, to, że nasze działania nie są monologiem, wykładem, lecz rozmową. I że w efekcie, poprzez miniprojekty, mockumenty, mapy dźwiękowe, teatr, gry miejskie, czy jak teraz w Przygranicznych w działaniu – współtworzenie mobilnej multimedialnej wystawy, która ruszy w drogę niebawem, odwiedzając przygraniczne miejscowości na wschodzie Polski. Młodzież w twórczy sposób przetwarza swoje doświadczenie (w tym wypadku zbierania historii mówionych o sąsiedztwie na pograniczu, wielokulturowej przeszłości w społecznościach na Podlasiu i Lubelszczyźnie), przekazuje dalej, wchodząc w dialog z innymi. I wiadomo, że to nie zawsze świetnie wychodzi, często pojawiają się trudności związane między innymi z samą tematyką i oporem, który budzi, ale ideą tych działań jest, aby przekazać energię dalej.

W Twojej opinii to działa?

Przeważnie tak i to nie jest tylko kwestia mojej opinii. Z ewaluacji projektów wynika, że nasz sposób pracy jest skuteczny – przyczynia się do zmian w osobach uczestniczących. Ale też oddziałuje na ich otoczenie. Weźmy na przykład grę miejską (lub niemiejską – np. z Trawnik), która ma między innymi tę zaletę, że pozwala zanurzyć się w lokalności, co jest szalenie ważne. Młodzież, żeby stworzyć taką grę musi spojrzeć na swoją okolicę świeżym okiem. Tu wracamy do tożsamości – skąd jestem, jak tu jest, co interesującego mogę tu znaleźć, z przeszłości i z dzisiaj. To też docenienie własnej małej ojczyzny, jej dziedzictwa i specyfiki. Spojrzenie bez kompleksów. Jeśli mówimy o historiach polsko-żydowskich, warto najpierw dotrzeć na stary kirkut we własnej miejscowości, dowiedzieć się, gdzie stała synagoga, a gdzie domy żydowskie, zanim pojedzie się do muzeum do Warszawy. W Michałowie na przykład gra osnuta była wokół motywu, nad którym się wspólnie zastanawialiśmy, co by było, gdyby nagle w mieście pojawili się potomkowie jego dawnych mieszkańców i mieszkanek – Żydzi, Niemcy, Białorusini… Jednym z punktów była wystawa zdjęć dziewczynki, która sfotografowała „miejsca, których już nie ma” – np. kawałek niepozornego murka przy przystanku PKS, jedyne co zostało po michałowskiej synagodze – można wierzyć, że teraz niektórym murek będzie się już z czymś kojarzył.

W Gdańsku realizowaliśmy projekt Żydzi gdańscy – na szlaku wspomnień ze studentkami i studentami. W efekcie powstały aż dwie gry! (Scenariusze można zobaczyć tutaj). Na jednej z nich pojawiło się małżeństwo żydowskich emigrantów, które dowiedziało się o naszym projekcie, akurat odwiedzali Gdańsk – przyszli, opowiadali nam o swoich wspomnieniach, byli wzruszeni i wdzięczni za pamięć. To spotkanie było też mocnym przeżyciem dla osób uczestniczących w projekcie.

Na grę przychodzą koledzy, koleżanki, rodzice. To też ma wpływ. Czasem też taki, że rodzicom to się nie podoba i na następne zajęcia się nie zgadzają. Ale te działania nie pozostają bez echa. Dla mnie dużą satysfakcją jest to, że uczestniczki i uczestnicy naszych projektów do nas wracają i przyprowadzają swoich znajomych.

A ich zmiana osobista?

Czasem to są małe rzeczy. Przychodzi mi do głowy śmieszna historyjka. Prowadziłam warsztat twórczy, razem z młodzieżą ćwiczyliśmy kreatywność, pod kątem wspomnianej już wystawy. Podszedł do mnie chłopak, który właśnie projektował swoją instalację na temat wielokulturowości i mówi do mnie „Proszę Pani, proszę mi tak na szybko pomóc i powiedzieć, jak narysować takiego typowego Żyda?”. W myślach zaczęłam już robić przegląd tych wszystkich warsztatów i czasu, który spędził z nami – „typowego Żyda”?! I nagle spojrzeliśmy na siebie i w tym samym momencie wybuchnęliśmy śmiechem. Chłopak złapał się na tym, że szuka stereotypu, ale sam to zobaczył, zostawił i poszedł dalej. Nie zatrzymał się na myśli, która pojawiła się z automatu.

I jak przedstawił to w końcu?

Wybrał symbole religijne i nie rysował wizerunków ludzi. Co było ok, dlatego że w jego pracy ta wielokulturowość ujęta była przez pryzmat dialogu międzyreligijnego.

W animacji kultury ważną zasadą jest wzmocnienie innych, założenie, że każdy ma prawo wytwarzać kulturę i może być twórcą. Czy praca z młodzieżą z mniejszych ośrodków, spoza Warszawy, czasem z gorszym dostępem do różnych dóbr jest też działaniem antydyskryminacyjnym? Skoro kierujecie te działania do młodzieży, które tych nierówności może sama doświadczać.

Naszym zamierzeniem jest docieranie do młodzieży, która nie korzysta nawet z Gminnych Ośrodków Kultury. Nie zawsze się nam to udaje. W miejscowościach, w których pracowałam młodzież jest bardzo różna. Są nastolatkowie, którzy regularnie jeżdżą do Warszawy i są dzieci, dla których w wakacje jesteśmy jedyną alternatywą do siedzenia przy trzepaku. Wzmacnianie młodych ludzi i docieranie do grup, które są wykluczane jest na pewno wpisane w to, co robimy. To jest zresztą bardzo budujące w tej pracy, że młodzież, która bierze udział w naszych warsztatach, nabiera pewności siebie. Pracowała z nami taka dziewczynka, która była dość wycofana i nieśmiała. A teraz, po dwóch wakacyjnych edycjach projektu, były takie sytuacje, kiedy to ona przejmowała pałeczkę i prowadziła pracę w podgrupach. I to też wpisuje się dla mnie w myślenie o naszym wpływie – mam nadzieję, że w ten sposób wspieramy przyszłych liderów i liderki lokalne – ludzi, którzy poniosą to dalej. Na takim wzmacnianiu liderów i liderek tolerancji polegała seria projektów, które prowadziliśmy w szkołach, gdzie uczą się dzieci uchodźcze i migranckie – tu też po warsztatach w całych klasach, następowała praca z chętnymi nad ich miniprojektami, a potem – wspólny wyjazd – jeszcze więcej czasu na budowanie więzi, działania, wsparcie. Reagowanie na nierówności, dyskryminację, to jest wyzwanie, dlatego tak ważne jest wsparcie tych, którzy swoją postawą przełamią bierność.

Walka z faszyzmem i antysemityzmem brzmi poważnie i jest poważnym zadaniem. Co można z okazji tej rocznicy zaproponować np. gimnazjalistom?

Na pewno warto odnieść się do tego, że ten dzień funkcjonuje. Myślę, że ważne jest, aby przypomnieć, skąd się wzięła ta data – nie jest ona przypadkowa i to jest dobry moment, aby przywołać konkretną wiedzę historyczną (Noc kryształowa w hitlerowskich Niemczech). To, co wydaje mi się szczególnie istotne, to aby podjąć jakieś działanie, zaangażować młodzież w doświadczenie.

Sama mówiłaś, że w szkole nauczyciele i nauczycielki mają bardzo mało czasu na takie działania.

Tak. Uważam, że nie jest łatwo pracować w szkole. Miałam ostatnio warsztat antydyskryminacyjny z nauczycielami i nauczycielkami. Poziom frustracji związany z tym, jak są przeładowani pracą i jak słabo zarabiają był tak duży, że przebicie się z propozycją, aby zrobili coś jeszcze dodatkowego było naprawdę trudne. Rozumiem to i, w kontekście dyskryminacji, w takich warunkach, realnym wyzwaniem jest przejście do momentu zastanawiania się, kto ma w szkole gorzej, kogo spotyka niesprawiedliwość poza samymi nauczycielami. Ale jednak – zawsze można coś zrobić.

To poproszę o przykład krótkiego, ale sensownego działania w szkole z okazji 9 listopada.

Postawiłabym na spotkanie – „żywą bibliotekę”, np. zaproszenie przedstawicieli i przedstawicielek lokalnej społeczności żydowskiej. Jeżeli to nie jest możliwe – z ludźmi działającymi w temacie, np. na rzecz dialogu polsko-żydowskiego. Albo wyjście ze szkoły i odszukanie miejsc związanych z dziedzictwem żydowskim (na początek może pomóc w tym portal Wirtualny Sztetl). Wycieczka na cmentarz żydowski, znalezienie śladów po synagodze, albo zamazanie nienawistnych napisów na murach – to działania, które zwykle są w zasięgu możliwości.

Polecam też wspólną lekturę wywiadów – to również pewien sposób na usłyszenie głosu „drugiej strony”. Zaczęłyśmy rozmowę od problemu wyzwisk – skorzystałabym tu np. z rozmowy z braćmi Łozińskimi, którzy mówią o swoich doświadczeniach bycia wyzywanymi. To jest konkret, doświadczenie ludzi, których ta mowa nienawiści dotknęła, młodzież ma szansę w jakimś stopniu wczuć się w ich sytuację, skonfrontować się z konsekwencjami używania takiego języka. Materiałem do pracy ze starszą młodzieżą może być list Mikołaja Grynberga do redakcji „Gazety Wyborczej” w odpowiedzi na hejty wypisane pod artykułami o jego książce Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne. Ten list warto byłoby zestawić z wybranym wywiadem z samej książki. To takie mikropomysły, wydaje mi się, że możliwe do realizacji w ramach jednej, dwóch lekcji. Idealnie byłoby oczywiście wcześniej zapytać uczniów i uczennice, czy mają jakiś swój pomysł na gest, inicjatywę w temacie przeciwdziałania antysemityzmowi i wesprzeć ich w jego realizacji. Gdy czasu jest więcej można wybrać się na wystawę i warsztaty edukacyjne do Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN, zgłosić się wraz ze swoimi uczennicami i uczniami do kolejnych edycji Szkoły Dialogu Fundacji Forum Dialogu czy Przywróćmy pamięć Fundacji Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego.

Czy coś jeszcze chcesz dodać na koniec naszej rozmowy?

To, co dla mnie jest ważne, to pamiętanie o szerszym kontekście. Antysemityzm jest jedną z odsłon dyskryminacji w ogóle, możliwym skutkiem przyzwolenia na nierówność, fanatyczne dzielenie na swoich i obcych, szukanie kozła ofiarnego, prześladowanie innych, słabszych. Młodzież przynosi teraz z mediów, podwórka czy domu teksty ksenofobiczne skierowane przeciwko uchodźcom. Trzeba zachować wrażliwość na te dwie perspektywy – szczególnego charakteru edukacji przeciw antysemityzmowi i szerokiego kontekstu zjawiska dyskryminacji. Antysemityzm to nie jest coś, co od razu wypływa, na wierzchu są przede wszystkim homofobia i niechęć wobec osób biedniejszych – kogoś, kto nie ma iPhone’a czy ma nie takie adidasy, islamofobia, seksizm. Więc jeśli nawet prowadzimy warsztat czy lekcję na temat antysemityzmu, to nie lekceważmy innych przejawów uprzedzeń, niesprawiedliwości, przemocy. Reagujmy na każdą nierówność – to też jest dawanie przykładu.

Dziękuję za rozmowę.

Ja też dziękuję.

 

Teksty w dziale "Opinie" powstają w ramach projektu "Edukacja antydyskryminacyjna – sprawdzam! wspieram!", realizowanego w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.

 

Edukacja antydyskryminacyjna jest dziś potrzebna w Polsce tak jak nigdy dotąd.

Skip to content