fbpx Skip to content
HISTORIA 1

Dziś pierwsza historia prezentowana w ramach Tygodnia dla Edukacji Antydyskryminacyjnej.

Naszą osobą bohaterską jest Ane Piżl, edukatorka równościowa i działaczka społeczna. Z Ane rozmawiamy o języku inkluzywnym (czyli włączającym).

Ane Piżl jest edukatorką równościową, prowadzi szkolenia w zakresie języka inkluzywnego – przede wszystkim w temacie osób queerowych oraz osób z doświadczeniem choroby. Jest finalistką LGBT+ Diamond Awards 2021, absolwentką Akademii Medycznej w Warszawie i osobą członkowską Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej. Od 2003 roku bierze udział w projektach promujących tolerancję, równość małżeńską i widzialność osób LGBT+ w przestrzeni publicznej. 

TEA: Szkolisz z języka równościowego – takiego, który nikogo nie wyklucza i nie obraża. Czy można narzucić komukolwiek sposób mówienia?

Ane Piżl: Język jest żywy i jest formą naszej ekspresji, więc to naturalne, że mamy też różne wybory językowe. Ale w języku inkluzywnym (włączającym) nie chodzi o to, by cokolwiek ujednolicać. Wręcz przeciwnie – jego ważną cechą jest to, by cały czas szukać nowych rozwiązań, nowych tropów. Szukamy słów, które pozwalają uwolnić się od stereotypów i stygmatów.

Na przykład?

„Popełnić samobójstwo”. To stygmatyzujące określenie. Popełnia się przecież zbrodnię lub grzech. O ile więcej szacunku wyrażę, gdy powiem, że „ktoś odebrał sobie życie”. Tak samo zamiast mówić „osoba na wózku inwalidzkim”, wolę powiedzieć „osoba poruszająca się na wózku”. Inwalida to z łaciny osoba „bezsilna”, „słaba”. Również sama konstrukcja, która opisuje kogoś „na wózku” sugeruje, że to cała kondycja czyjegoś życia. A przecież to tylko sposób jego poruszania się. Dlatego wybieram wyrażenie „osoba poruszająca się na wózku”.

W języku inkluzywnym (włączającym) nie chodzi o to, by cokolwiek ujednolicać. Wręcz przeciwnie – jego ważną cechą jest to, by cały czas szukać nowych rozwiązań, nowych tropów.

fot. Adrian Norbert Cuper

Poprawność polityczna?

Raczej po prostu szacunek. I satysfakcja intelektualna płynąca z szukania takich słów i zwrotów, które nikomu nie sprawią przykrości, a może nawet kogoś ucieszą. Lubię mówić o ważnych rzeczach w taki sposób, że ludzie się uśmiechają. Kręci mnie mówienie takim językiem. Samo tropienie znaczeń też  jest naprawdę ekscytujące – zabawa neologizmami, synonimami, szukanie etymologii, kontakt z ludźmi, rozmowy, burza mózgów. Język tworzy się w relacji. To bardzo ważny wymiar mojej pracy w edukacji.

Edukacja antydyskryminacyjna wielu osobom kojarzy się ze żmudną i trudną walką. Jakie jest Twoje doświadczenie?

Unikałabym w ogóle metafory wojny i walki. Edukacja ma dla mnie w sobie raczej radość tworzenia. Kształtowania, kreowania, performowania. Rozmawiając o niedyskryminacji, tworzymy wspólnie coś, co jest atrakcyjną alternatywą dla starego świata złożonego z podziałów. Mam w mojej pracy wspaniałe poczucie wpływu na kształt świata dookoła. Zarówno na atmosferę podwórka pod blokiem, jak i na zmianę języka w mediach. Co więcej, widzę tę samą radość w oczach osób, które uczestniczą w szkoleniach. Gdy rozmawiamy o neutralności ciała, o szacunku dla różnorodności, o wieku, o uwolnieniu się od paradygmatu płci – widzę, że w wielu oczach pojawia się błysk. Świat uwolniony od opresji i szufladek kultury, jest naprawdę bardzo kuszący.

Unikałabym w ogóle metafory wojny i walki. Edukacja ma dla mnie w sobie raczej radość tworzenia.

fot. Adrian Norbert Cuper

Mówisz, że stary świat jest złożony z podziałów. Skoro jesteśmy różni i różne, to naturalne, że dzielimy się w grupy.

Rzecz w tym, że jesteśmy zdecydowanie bardziej różni i różne, żeby móc się dzielić na grupy osób podobnych do siebie. Nie ma żadnej spójnej pod względem cech, jednolitej grupy mężczyzn, osób LGBT+, rodziców, katolików i kobiet.  Mamy różne cele, różne wartości, różne potrzeby. Możemy oczywiście tworzyć jakieś społeczności, ale dalej jesteśmy w nich bardziej różni i różne niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Zgoda na tę różnorodność daje dużo lekkości i radości. Pozwala się uwolnić od presji dostosowania się do własnej grupy. To dobry przykład na to, że edukacja antydyskryminacyjna poprawia sytuację nie tylko osób opresjonowanych, ale korzystają na niej wszyscy. Podważenie istniejących podziałów pozwala nam samym “wyjąć się” z szuflady. Nie dzielimy się binarnie na grubych i chudych, kobiety i mężczyzn, tolerancyjnych i nietolerancyjnych, trans- i cispłciowych. Binarne podziały to pułapka.

Opowiedz coś o konkretnych zmianach, które udaje ci się wprowadzić, szkoląc z języka. Czy to rzeczywiście zmienia rzeczywistość?

Mam wiele przykładów sprawczości takich szkoleń. Nie tak dawno prowadziłam na przykład zajęcia na kilkudniowej konferencji firmowej. Moje wystąpienie było w połowie całego wyjazdu i dotyczyło m.in. równości płci w języku. Jedną z istotnych kwestii, by zaznaczyć szacunek dla wszystkich płci, jest zapisywanie czasowników z wykorzystaniem tzw. splittingu – czyli zamiast pisać „wygraliśmy” lepiej napisać „wygrały_liśmy”. Wiadomo wtedy, że mówimy o wszystkich płciach, a zapis z podkreślnikiem, zamiast ukośnika, zauważa również osoby niebinarne, które nie mieszczą się w wąskim ujęciu Pan/Pani. Oczywiście nie obrażam się, gdy ktoś tak pisze. Ale mam dużo radości z posiadania wiedzy (i dzielenia się nią), jak napisać to lepiej. O tym między innymi opowiadałam podczas mojego wykładu o równości. Następnego dnia otrzymałam od jednej z osób uczestniczących w konferencji wiadomość ze screenem prezentacji sprzedażowej, która była wyświetlana dzień później i w której – po moich zajęciach – wszystkie czasowniki zostały zapisane z inkluzywnym splittingiem. Fantastycznie jest widzieć, jak osoby, biorąc udział w zajęciach, odkrywają radość zabawy językiem i tworzą zmianę.

Fantastycznie jest widzieć, jak osoby, biorąc udział w zajęciach, odkrywają radość zabawy językiem i tworzą zmianę.

fot. Adrian Norbert Cuper

Ale czy taki splitting rzeczywiście cokolwiek zmienia w życiu osób opresjonowanych? Czy edukacja antydyskryminacyjna nie powinna koncentrować się na poważniejszych tematach?

Od samych rozważań nad językiem niewiele się nie zmieni. Regulacji systemowych i zmian prawnych nie da się zastąpić uważnością na słowa. Ale tworzenie kultury równości ma wiele wymiarów i język też jest istotny. To, jak mówimy o ludziach, przekłada się na to, jak o nich myślimy. A to tworzy uprzedzenia i stereotypy albo właśnie pozwala się od nich uwolnić. Uważny język pozwala kreować bezpieczną przestrzeń, w której osoby – niezależnie od swoich cech – czują się dobrze. W jednej z firm, w której prowadziłam cykl szkoleń, niedługo po zakończeniu tego projektu i wprowadzeniu zmian językowych w komunikacji firmowej, jeden z pracowników powiedział otwarcie o swojej transpłciowości. W języku uważnym na różnorodność i w zaawansowanym splittingu zobaczył jasny sygnał, że w tej firmie może być sobą. Że jest bezpieczny. Taka sytuacja jest po ludzku wspaniała, ale też jest po prostu opłacalna dla firm. Z badań wynika, że różnorodne zespoły i osoby, które mają poczucie bezpieczeństwa, pracują bardziej kreatywnie i osiągają większe sukcesy. Szacunek dla różnorodności zwyczajnie się opłaca.

Czy to nie sprowadza szczytnej idei do przeliczania jej na zysk?

Dopóki funkcjonujemy w kapitalistycznym systemie, uczciwy zysk nie jest rzeczą, której należy się wstydzić. Tym bardziej, jeśli osiąga go zespół, w którym harmonia, prawa człowieka i szacunek dla różnorodności jest istotną przyczyną integracji tego zespołu, jego zaangażowania i radości z pracy. Mam tu dużo przemyśleń, bo z jednej strony działam w antydyskryminacji i sama jestem osobą opresjonowaną, ale równocześnie od 13 lat prowadzę dobrze prosperującą firmę i wiem, że największą wartością są ludzie, którzy chcą w niej pracować. Dlatego doradzam, by nie dbać o zysk, tylko o ludzi. 

W jednej z firm (…) po wprowadzeniu zmian językowych w komunikacji firmowej, jeden z pracowników powiedział otwarcie o swojej transpłciowości. W języku uważnym na różnorodność i w zaawansowanym splittingu zobaczył jasny sygnał, że w tej firmie może być sobą.

fot. Adrian Norbert Cuper

Przedstawiasz pracę w edukacji antydyskryminacyjnej jako dużą radość, ale na pewno są też trudne i frustrujące chwile. Jak sobie z tym radzisz?

Edukacja na rzecz równości to mój drugi zawód. Wyrosłam z ochrony zdrowia i pracy w ratownictwie. Wierz mi, że interwencje na ulicy i codzienny kontakt z cierpieniem i śmiercią nie są łatwiejsze. Jest szalenie dużo zawodów, w których łatwo się wypalić, więc zadbanie o siebie jest zawodowym obowiązkiem nie tylko w antydyskryminacji. I pewnie nie ma jednej, uniwersalnej metody. Ja staram się po prostu nie pracować zbyt dużo, nie realizować wszystkich możliwych projektów – wybierać te, które są szczególnie ważne albo rozwojowe, a resztę czasu przeznaczać na pasje, sport, rodzinę. Mam wielki przywilej posiadania wykształcenia i zasobów, dzięki którym mogę planować swój czas tak jak chcę. Udało mi się również nie uwikłać w zależności, kredyty i zobowiązania. Żyję spokojnym życiem i robię swoją robotę. Ale praca nie jest dla mnie głównym celem i sensem życia.

Gdybyś miał_a w dwóch zdaniach powiedzieć komuś, po co warto “robić EA” – co by to było?

Nie ma w mojej opinii ważniejszej rzeczy niż to, żeby ludziom, którzy już są, żyło się lepiej. Nie mam zbyt dobrego zdania o ludzkości. Dla planety byłoby prawdopodobnie lepiej, gdybyśmy nigdy się tu nie pojawili albo szybko zniknęli. Ale póki jesteśmy, warto skoncentrować się na jakości tego życia. Szczególnie jakości życia osób, które same nie mogą się upomnieć o swoje. Nie widzę ważniejszej rzeczy na świecie niż to, żeby usłyszeć ich głos i zrobić coś dla nich, robiąc zresztą tym samym jeszcze więcej dla siebie. Każde małe działanie w tę stronę zmienia nam życie na bardziej znośne i mniej przerażające. Idźmy w tę stronę.

W ramach naszej akcji przygotowaliśmy dla Ciebie nie tylko historie, ale także darmowe publikacje i materiały!

Skip to content