fbpx Skip to content
HISTORIA 3

Dzisiejsza historia to spotkanie z Maciejem Śliwą, nauczycielem, aktywistą m.in. Amnesty International, wieloletnim sojusznikiem dziewcząt i kobiet w dążeniu do równości płci.

Maciek opowiada o swojej prawoczłowieczej drodze, a także o zmianie, jaką teraz przechodzi, planując działania antyprzemocowe dla chłopców.

Nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie z 30-letnim stażem, przez 4 lata także pracownik samorządu terytorialnego. Trener antydyskryminacyjny, aktywista, działacz Amnesty International. Absolwent Szkoły Trenerów Antyprzemocowych SZTAMY Fundacji Herstory.

TEA: Opowiesz nam czym się zajmujesz i gdzie w Twoim życiu, w Twojej pracy stykasz się z edukacją antydyskryminacyjną?

Maciej Śliwa: Od 30 lat jestem nauczycielem. Przez pierwsze lata szukałem dla siebie różnych możliwości, jak ciekawiej poprowadzić lekcje, i zetknąłem się wtedy m.in. z Centrum Edukacji Obywatelskiej. To instytucja, która skokowo podniosła poziom moich umiejętności pedagogicznych. Wśród tematów, które oferowało CEO, było sporo zajęć poświęconych właśnie edukacji międzykulturowej, antydyskryminacyjnej czy prawom człowieka.

Kiedy kilka lat później zostałem wychowawcą klasy, moi ówcześni wychowankowie zaproponowali mi „zróbmy coś, co by nas zintegrowało, np. spędźmy wieczór w szkole”. Wieczór w szkole, jako taki, wydawał mi się pomysłem niepełnym, ale zorientowałem się, że akurat parę dni wcześniej byłem na stronie Amnesty International, która zapraszała do uczestnictwa w Maratonie Pisania Listów.

Dzisiaj jest to akcja powszechnie znana, pisanie odbywa się w setkach miejsc, ale wtedy to były dopiero początki, chyba trzecia edycja. W 2003 roku Maraton odbył się w kilkunastu miejscach w Polsce i w zaledwie paru szkołach, w tym u nas – moja klasa i ja jako opiekun. Spędziliśmy 24 godziny w szkole, napisaliśmy 400 listów (w całym kraju powstało ich wtedy 12 tysięcy) – byliśmy dumni. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to początek budowy Szkolnej Grupy Amnesty International, która – trochę przez przypadek – została zarejestrowana jako pierwsza w naszym kraju.

Od tego czasu zajmowaliśmy się z młodzieżą rozmaitymi formami działań na rzecz praw człowieka – zdobywaliśmy wiedzę na ich temat, przyglądaliśmy się światu, budziliśmy w sobie zainteresowanie otaczającą nas rzeczywistością. Należę do tej grupy nauczycieli, dzisiaj dość szerokiej, którzy uważają, że głównym celem jest to, żeby szkołę opuszczał człowiek, który zbuduje sobie szczęśliwe życie i człowiek, który będzie zainteresowany czymś więcej niż koniec własnego nosa. Będzie po prostu człowiekiem, który dba o otaczający go świat, który jest zainteresowany zmianą tego, co jest w tym świecie wadliwe, niesprawiedliwe, nieuczciwe.

To jest filozofia, którą  realizuję od 20 lat – w formie pracy ze Szkolną Grupą Amnesty International czy np. współpracy z innymi organizacjami pozarządowymi. Teraz jestem świeżo po ukończeniu Szkoły Trenerów Antyprzemocowych w projekcie “Sztama w edukacji na rzecz zmiany” Fundacji Herstory i to dla mnie nowy, ciekawy wątek.

Głównym celem jest to, żeby szkołę opuszczał człowiek, który zbuduje sobie szczęśliwe życie i człowiek, który będzie zainteresowany czymś więcej niż koniec własnego nosa.

fot. Michalina Kuczyńska

A gdzie znajdujesz miejsca na edukację antydyskryminacyjną w kontekście konieczności realizacji podstawy programowej?

Uczę m.in. wiedzy o społeczeństwie i w podstawie programowej tego przedmiotu znajdują się wątki związane z tolerancją, prawami człowieka czy aktywnością obywatelską. Dla mnie edukacja antydyskryminacyjna w ramach wiedzy o społeczeństwie wprost wynika z podstawy programowej. Kiedy uczę historii, jako kolejnego z moich przedmiotów, cały czas szukamy analogii do współczesnego świata. Często stawiamy sobie takie pytania:

  • jakie mechanizmy, które obserwujemy w przeszłości, widzimy w dzisiejszym świecie?
  • jak, mając tę wiedzę historyczną, możemy próbować ten otaczający nas współcześnie świat zmieniać?

Jednak to jest mówione przeze mnie z pewnym zastrzeżeniem – czasem towarzyszy mi taka myśl, że historia uczy nas (a szczególnie historia polityczna), że jeszcze nikogo niczego tak naprawdę nie nauczyła. Od setek czy tysięcy lat cały czas tkwimy, jako ludzkość, jedynie w tym, że potrafimy makabrycznie krzywdzić się wzajemnie.

A prawa kobiet – czy mówisz o nich dużo na historii?

Zanim odpowiem na to pytanie, chcę się zatrzymać przy języku. Już kilkanaście lat temu, dzięki mojej żonie, znajomym, a także dzięki własnej refleksji, skonstatowałem, że język, którym pisane są podręczniki szkolne, jest językiem mężczyzn. Takim klasycznym zwrotem w podręczniku jest “podyskutuj o tym z kolegą”. To spowodowało, że na moich lekcjach zacząłem się pilnować i budować sam w sobie umiejętność porozumiewania się językiem otwartym, inkluzywnym. Od tego czasu  zwracam się nie do “uczniów”, ale do “uczennic i uczniów”.

Dzisiaj, po tych kilkunastu latach, jest to dla mnie naturalny zwrot czy sposób komunikacji. Nadal jednak nie znajdujemy go u większości polskich nauczycielek i nauczycieli. Skąd to wiem? Właściwie w każdej klasie, którą zaczynam uczyć, w pewnym momencie, po kilku tygodniach, pojawia się ta kwestia – uczennice i uczniowie zauważają , że ja mówię trochę innym językiem.

Natomiast wracając do pytania – tak, podczas nauki historii pojawiają się kwestie związane z kobietam np. przy walce o prawa wyborcze na przełomie XIX i XX wieku. Sam w ciągu ostatnich paru lat znacznie podkręciłem wyszukiwanie treści związanych z emancypacją kobiet czy z feminizmem, np.  wyszukujemy przykłady ważnych postaci kobiecych, które osobiście walczyły o prawa kobiet.

Z tym wiąże się druga ważna kwestia, czyli “herstoria”. To było dla mnie kiedyś odkrycie – jak to możliwe, że do tej pory się nad tym nie zastanawiałem? Od tej chwili staram się, nawet przy omawianiu bardzo odległych czasowo przestrzeni (np. Starożytności czy Średniowiecza), planować lekcje, które są poświęcone wyłącznie kobietom oraz ich roli – kobietom wybitnym, jednak zupełnie nieznanym współczesnym Polkom i Polakom.

Jeśli człowiek trochę poszuka, odsunie na bok tę historię opartą na wojnach i przyjrzy się temu, jak żyli ludzie, jakimi kierowali się ideami, jakie zachodziły zjawiska kulturalne, nagle okazuje się, że  olbrzymim kłamstwem przez przemilczenie jest to, że my w tej naszej nauczanej historii nie pokazujemy kobiet.

Olbrzymim kłamstwem przez przemilczenie jest to, że my w tej naszej nauczanej historii nie pokazujemy kobiet.

fot. Michalina Kuczyńska

Jak na te treści reagują osoby uczniowskie?

Właściwie nie przypominam sobie, żebym spotkał się z jakimś protestem, żeby te treści były traktowane jak zakłócenie czy fanaberia. W głowie mam raczej takie głosy, że to zostaje zapamiętane, że budzi zaciekawienie. Zdarza się, że aktywizują się dziewczyny, które wcześniej nie znajdowały w historii opowieści, które je zaintrygowały, czy które widziały jako możliwe do powiązania ze swoim losem.  Nagle okazuje się, że są fantastyczne postacie kobiece, o których możemy rozmawiać, że to jest po prostu coś, co powoduje, że historia staje się ciekawą nie tylko dla wielbicieli walk i wojen.

Podasz nam przykłady działań, które dają Ci najwięcej satysfakcji? To może być kilka różnych sytuacji, kiedy poczułeś, że to, co robisz ma sens, że młodzież na to reaguje.

Bardzo ważnym przeżyciem był dla mnie moment, kiedy po raz pierwszy, właśnie podczas jednego z Maratonów Pisania Listów, pewna osoba opowiedziała mi o swojej nieheteronormatywności. Opowiedziała mi też o tym, że w jej domu to jest trudne do zaakceptowania. Dzięki temu aktowi zaufania mogłem tej osobie pomóc – skontaktować z osobami, które stały się dla niej wsparciem, otoczyły ją fachową opieką. Od tego czasu takie historie wydarzyły się kilkanaście razy – czasem osoby mówią głośno, w klasie, że są osobami transgenderowymi, inne rozmawiają wyłącznie ze mną. Mam nadzieję, że jest to dla nich dobrym przeżyciem, że w tej sposób zyskują sojusznika w swoim życiu w szkole.

Teraz w ogóle mam duże szczęście, bo większość mojej pracy (pracuję w dwóch placówkach) spędzam w bardzo otwartym gronie pedagogicznym, i ta nasza otwartość tak oddziałuje na młodzież. Dla nas jest totalną normą to, że mamy ludzi niebinarnych w szkole. Oczywistym jest, reagujemy pozytywnie, jeśli zwracają się do nas osoby z prośbą o używanie innych zaimków niż te, które wynikają z wpisanej do dziennika płci metrykalnej. Wprost mówi się też o tym, że trzeba traktować przyjaźnie i wspierać osoby nieheteronormatywne. Dla mnie to jest cudowne, że pracuję w szkole, gdzie jest to oczywiste. 

Bardzo ważnym dla mnie przeżyciem było, kiedy po raz pierwszy, właśnie podczas maratonu pisania listów, pewna osoba opowiedziała mi o swojej nieheteronormatywności.

fot. Michalina Kuczyńska

Nie boisz się? No bo jednak Lex Czarnek, bo kuratoria, bo kontrole, bo podstawa programowa?

Jestem tak skonstruowany, że patrząc na podstawę programową, nawet zapowiadanego nowego przedmiotu (historia i teraźniejszość), nie uważam, żeby była tak tragiczna, jak niektórzy mówią. Nadal będę mógł, i zamierzam prowadzić lekcje, które moim zdaniem będą obiektywne, pełne tolerancji i powiązane z prawami człowieka. To, co narzuca podstawa programowa, to najczęściej jest bardzo ciekawy materiał do dyskusji i do debat uczniowskich. Jestem pewien, że młodzież dostrzeże te momenty, kiedy ktoś chce nimi manipulować, chce ich indoktrynować – i dlatego tutaj nie jestem pesymistą.

Trochę martwią mnie zapowiadane formalne ograniczenia, np. dotyczące współpracy z NGO – jeśli wejdą w życie, trzeba będzie myśleć. Ale to też jest wykonalne. Przy takich założeniach nie  nie martwi mnie osobiście nawet ta nieprzyjemna, nieprzyjazna wobec różnorodności i antydyskryminacji otoczka. Jednak trochę się obawiam się, że niektóre osoby spośród nauczycielek i nauczycieli być może będą miały podcięte skrzydła. Martwię się, że pojawią się takie myśli jak „lepiej nie ruszę pewnych tematów, bo jeszcze ktoś gdzieś o tym napisze, albo jacyś rodzice się odezwą, zaprotestują”.

Boję się, że mogą też zdarzyć się osoby, które z kolei będą w pełni realizowały te indoktrynujące  treści, chociaż pytanie, czy to będzie jakiś kłopot, czy raczej efekt będzie odwrotny, jak to często bywa w podobnych procesach. Mam wrażenie, że teraz to widzimy – z moich obserwacji wynika, że taka wersja tradycyjnego patriotyzmu spowodowała, że młodzież stała się bardziej lewicowa w poglądach. Dla mnie to jest samo w sobie interesujące zjawisko, jestem ciekawe, dokąd nas to zaprowadzi?

Natomiast śmieszna wydaje mi się wiara niektórych osób decyzyjnych, gdzieś w ministerstwie, że zapisanie pewnej koncepcji w podręczniku wystarczy, żeby młodzież w to uwierzyła. No nie, świat tak nie działa. Jeżeli ja w podręczniku do historii dostaję opowieść o np. żołnierzach wyklętych (wśród których są zresztą postaci kryształowe), i czytam, że żołnierzem wyklętym był Romuald “Bury” Rajs albo Józef Kuraś ps. “Ogień”, to dla mnie to jest świetna okazja do dyskusji.

Czytamy te fragmenty w podręczniku, szukamy nowych informacji, i rozmawiamy. Czy żołnierze wyklęci byli tak naprawdę żołnierzami, którzy powinni zostać umieszczeni w podręczniku – jeżeli mają krew cywilów na rękach, jeżeli są odpowiedzialni za czyny, które są zbrodniami wojennymi? To są przestrzenie do bardzo ciekawych dyskusji. Opowiadam o tym jako o przykładzie, że nauczyciel, których chce obudzić w młodych ludziach myślenie, właściwie każdą wytyczną ministerstwa może przyjąć i wykorzystać.

Podobnie dzieje się, kiedy Barbara Nowak, kuratorka oświaty w Małopolsce, mówi w różnych sytuacjach, że ona chciałaby, żebyśmy się nauczyli patriotyzmu na przykładzie Orląt Lwowskich. Dla mnie wątek Orląt Lwowskich jest fantastycznym tematem – chętnie porozmawiam o tym, jak wielki był żar tych dzieci, które ginęły (najmłodsze miało 9 lat). Z drugiej strony mogę też rozważać, jak to się ma do obecnie obowiązującego prawa międzynarodowego – czy dzisiaj też można dawać dzieciom broń do ręki i wysyłać je do walki.  Obecnie takie rzeczy się w świecie piętnuje, mogą też być sądzone jako zbrodnie wojenne.

Myślę, że takie działanie nie wymagają jakiejś wielkiej odwagi z mojej strony – nas, osób nauczycielskich, które tak robią, jest wiele. Ale jednocześnie wyobrażam sobie obawy i rozumiem osoby, które być może będą czuły lęk przed takim sposobem pracy.

Dla nas jest totalną normą to, że mamy ludzi niebinarnych w szkole.

fot. Michalina Kuczyńska

Chcę jeszcze wrócić do tych opowieści o osobach, które robią coming out wobec Ciebie. Czy to jest tak, że Ty mówisz swoim klasom wprost, że jesteś sojusznikiem osób LGBT+ czy mniejszości? Albo czy to się jakoś zmieniało, że najpierw mówiłeś o prawach człowieka a teraz mówisz wprost?

Nigdy nie wypowiedziałem takiego zdania typu “przyjdźcie do mnie, możecie się do mnie zgłosić”. To są reakcje, które wynikają po prostu z tego – i to jest dla mnie w ogóle piekielnie ważne – że swoją postawą wspieram to, co mówię, że jestem spójny ze swoimi słowami. Myślę, że to mi się na tyle udaje, że taki właśnie jest skutek – co jakiś czas przychodzą do mnie różne osoby, żeby porozmawiać właśnie o tym, co jest trudne w ich życiu. Czasami to się ogranicza do naszych rozmów, a czasami – oczywiście, jeśli  dostanę zgodę tych osób – zapraszam je do kontaktu ze specjalistkami. Mamy w naszej szkole bardzo fajną pedagożkę i psycholożkę.

Chcę jeszcze porozmawiać o pracy z chłopakami – powiedziałeś, że jesteś na nowym etapie. Myślałam o tym, że w 2005 czy 2006 roku prowadziliśmy razem lekcje genderowe dla nauczycielek. Zajmowaliśmy się prawami dziewcząt i kobiet, akcent był bardzo mocno położony na empowerment, edukowanie, wzmacnianie dziewcząt, ewentualnie zwracanie uwagi chłopcom. Ale nie zajmowaliśmy się edukacją antyprzemocową  Jak to teraz postrzegasz i dlaczego podjąłeś decyzję o udziale w projekcie “Sztama na rzecz zmiany” i o pracy z chłopakami?

Są takie rzeczy, które uchodzą za pewnik i potwierdzają je rozmaite fakty społeczne, np. fakt, że to mężczyźni najczęściej są sprawcami przemocy, skala przemocy w domach, skala przemocy kryminalnej. Są też pewne konstrukty społeczne polegające na tym, że w procesie socjalizacji tłumi się w mężczyznach wyrażanie emocji. Trudno powiedzieć, kiedy to zaczęło rodzić się we mnie przekonanie, że to ważne, żeby rozmawiać o emocjach z chłopakami. To na pewno skutek lektur, rozmów z ludźmi z mojego otoczenia. Albo nawet szerzej – rozmawiać z uczniami i uczennicami o emocjach, żeby umieli_umiały je nazywać, rozpoznawać w sobie, akceptować. Żeby eliminować przekonanie, że to jest coś złego, że są we mnie pewne emocje. Należę do tej grupy osób, która mówi, że nie ma złych emocji, mogą być trudne, ale każdy człowiek je przeżywa.

W którymś momencie usłyszałem, że osoby, które zajmują się WenDo (czyli sztuką asertywności i samooobrony dla kobiet i dziewcząt) i pracowały w wielu szkołach z dziewczętami, zastanawiają się też, czy nie byłaby potrzebna propozycja pracy z chłopakami. Ponad rok temu wziąłem udział w rekrutacji do Szkoły Trenerów Antyprzemocowych dla chłopaków, Metodą Sztamy, no i to było dokładnie to, o czym myślałem.

W ramach warsztatów rozmawiamy z chłopakami o emocjach i ich wyrażaniu, ale też o wzorcach męskości, które chłopcy noszą w sobie i widzą w otaczającym świecie. Zastanawiamy się, co możemy wspólnie zrobić, żeby ten świat zacząć przebudowywać. Rozmawiamy o tym, że warto rozpocząć od siebie, że ja nie muszę uczestniczyć w tej części męskości, która jest toksyczna. A jednocześnie mogę czerpać z tej części męskości, która jest otwarta, równościowa, empatyczna. To jest po prostu ścieżka, która wydała mi się bardzo interesująca i bardzo się cieszę, że na nią rok temu wszedłem.

Ja, nawet przy tej nowej podstawie historii, i tak będę mógł prowadzić lekcje, które będą moim zdaniem obiektywne, pełne tolerancji i powiązane z prawami człowieka.

fot. Michalina Kuczyńska

I co chłopcy na to? Jakie są te pierwsze doświadczenia?

To dopiero początek, na razie wprowadziłem niektóre elementy metody na godzinie wychowawczej lub innych lekcjach. Udało mi się zainicjować kilkanaście, a może kilkadziesiąt dużych dyskusji i mam nadzieję, że spowodowały one, że wiele osób zaczęło się baczniej przyglądać. Nie mam jeszcze wielu doświadczeń z samymi chłopakami, ale mam nadzieję, że to początek mojej działalności.

Ci z kolei, z którymi udało mi się pracować, podczas ewaluacji warsztatów informowali mnie, że dla nich to były pierwsze w życiu rozmowy dotyczące tego, jak oni przeżywają otaczający świat, jakie mają emocje. Czyli chłopcy mają 14-17 lat i nigdy z nikim nie rozmawiali na ten temat – jak rozpoznać w sobie uczucia, jak je nazwać. Nie mieli okazji zrozumieć, że inni ludzi, w tym koledzy, też je przeżywają, że to nie jest tylko jakiś “mój wewnętrzny” stan, który powoduje, że pojawiają mi się trudności w funkcjonowaniu, w relacjach ze światem i samym sobą. To smutne, a jednocześnie pokazuje, jak ważna jest taka edukacja. 

Gdybyś miał krótko powiedzieć, po co warto robić edukację antydyskryminacyjną, co by to było?

Zacznę od pewnego egoizmu – dzięki tej mojej pracy, dzięki temu, jakie widzę efekty, np. kiedy ludzie wokół mnie zaczynają myśleć o swoich zachowaniach wobec innych, sam czuję się po prostu lepszym człowiekiem. Myślę, że byłbym znacznie bardziej sfrustrowany, w znacznie bardziej depresyjnym stanie, gdybym tego nie robił. To jest taki mój zysk – mój, Maćka Śliwy.

Po drugie, przez tych 20 lat, kiedy tak już bardzo aktywnie zajmuję się prawami człowieka w mojej pracy edukacyjnej, były momenty, kiedy czułem (albo czuliśmy w grupie) sens naszych działań, kiedy odnosiliśmy sukces. Np. kiedy czasem przychodziły listy od osób, do których napisaliśmy, mówiące o tym, jak dobrze się poczuły np. w więzieniu, kiedy dostały od nas list. Albo przychodziły listy od instytucji, które informowały o tym, że dokonały właśnie rewizji jakichś swoich działań czy decyzji.

Myślę też o tym, że zbudowaliśmy_zbudowałyśmy taką społeczność nauczycielską, która potrafi rozmawiać o uczennicach i uczniach, i jednocześnie rozmawiać z uczniami i uczennicami. W ogóle na pewnym poziomie czasem przełamujemy podziały nauczyciele-uczniowie, uczennice-nauczycielki. Potrafimy po prostu rozmawiać ze sobą o tych naszych wspólnych wizjach świata. Mam nadzieję, że z naszej szkoły wychodzą ludzie, którzy będą w przyszłości dalej ten świat zmieniać i nie będą się bali reagować, jeżeli wokół nich będzie się działo zło.

To są te rzeczy, które są dla mnie radością i satysfakcją. To, że kiedyś zająłem się prawami człowieka, prawdopodobnie tak mnie napędza, że – będąc nauczycielem z 30-letnim stażem, cały czas czuję się młodo.

Patrzę na świat z nadzieją, że jeszcze wiele rzeczy się wydarzy. I bardzo często – choć niektórzy mi może nie uwierzą – idę do szkoły z radością i ciekawością, co dzisiaj przeżyjemy na lekcji, jakie odbędą się dyskusje. Dyskusje, które często są znacznie ważniejsze niż ta podstawa programowa. Trzeba ją oczywiście realizować, ale dla mnie najważniejszym celem procesu uczenia jest szczęśliwy człowiek, radzący sobie w zwykłych i niezwykłych sytuacjach. Człowiek, któremu chce się zmieniać świat. Mam nadzieję, że uczestniczę w tym procesie.

Dziękuję za rozmowę i podzielenie się tymi doświadczeniami i refleksjami.

W ramach naszej akcji przygotowaliśmy dla Ciebie nie tylko historie, ale także darmowe publikacje i materiały!

Skip to content