fbpx Skip to content

Anna Jurek, Kinga Karp: Poczta walentynkowa? Edukacja równościowa zamiast!

 

Marta Rawłuszko: Punktem wyjścia dla naszej rozmowy są Walentynki. Konkursy na najsympatyczniejszą koleżankę i kolegę, poczty walentynkowe, szkolne dyskoteki – to najpopularniejszy repertuar szkolnych działań z okazji 14 lutego. Ciekawa jestem, co z Waszej perspektywy proponować dzieciom i młodzieży z okazji święta miłości i zakochanych.

Kinga Karp: Na pewno warto przy tej okazji porozmawiać o relacjach międzyludzkich jako takich, oraz  o tym, jak sobie młodzi ludzie wyobrażają trwały, fajny związek czy osobę, z którą chcą być blisko. Podczas zajęć z edukacji seksualnej, które prowadzimy w szkołach, mamy taką część, podczas której dzieciaki same się temu przyglądają, próbują identyfikować, co jest dla nich ważne, co im daje poczucie bezpieczeństwa i komfortu. I co dla nas potem, w przypadku starszych klas, jest też bazą do rozmów o współżyciu.

Anna Jurek: Dodam, że rozmowa o związkach czy miłości może bardzo różne wyglądać. Wszystko zależy od wieku młodzieży, z którą pracujemy i tego, jak oni patrzą na ten temat. Inne spojrzenie mają gimnazjaliści, inne licealiści. Ostatnio miałam bardzo ciekawą rozmowę z grupą z II klasy gimnazjum, która mówiła, że ich wiek, to jeszcze nie jest moment, kiedy człowiek się zakochuje, kiedy to jest miłość przez duże „M”. To raczej sytuacja, w której ktoś mi się podoba i ja z tą osobą „chodzę”. Ale dopiero rozpoznaje się w tej relacji: na ile i dlaczego chcę z kimś chodzić, czego oczekuję, czego mogę się nauczyć  o sobie i drugiej osobie. To było bardzo zaskakujące, dzieciaki miał ciekawe i dość wyjątkowe podejście do tej sprawy, np. wprost mówiły, że chodzenie ze sobą to coś innego niż związek. Tak więc, to, o czym rozmawiamy w kontekście miłości i zakochania, mocno zależy od wieku.

Rozumiem, że temat bliskich relacji z drugą osobą dotyczy młodzieży w każdym wieku, więc dość uniwersalnie pasuje do tego święta. Dodatkowo może też być punktem wyjścia do rozmów o seksie.

AJ: Tak.

W jakim wieku rozmawiać zatem w szkole o seksualności?

KK: Mam taką obserwację, że jak robimy zajęcia w gimnazjach to często to są to starsze klasy, II i III, czyli dziewczyny i chłopcy w wieku 14-16 lat. I młodzież, z którą się spotykamy, w dużej części jest już po pierwszych doświadczeniach seksualnych. Co też oznacza, że te dzieciaki miały już szanse popełnić różne błędy, wynikające z niewiedzy i tego, że nie miały z kim o tym pogadać. Mam więc wrażenie, że to powinno dziać się wcześniej. Jeżeli chodzi o zajęcia stricte o seksie, czyli np. o podejmowaniu bezpiecznego współżycia, tego, z kim, dlaczego, jak i w jakich warunkach – uważam, że I klasa gimnazjum to jest zupełne minimum. Gimnazjaliści i gimnazjalistki często swoje pierwsze razy mają już za sobą.

AJ: Zgadzam się z Kingą. Gimnazjum to jest ten wiek, kiedy uczniowie i uczennice dojrzewają, zaczynają się interesować różnymi rzeczami związanymi z seksualnością. Ostatnio pracowałyśmy z takimi grupami, które jak się okazało, oglądają sporo pornografii. I oni mają pomysł, aby przekładać to, co widzą na swoje doświadczenia. Tym bardziej, jeśli jeszcze osobistych doświadczeń nie mają lub mają ich mało. Jednocześnie jednak nie do końca potrafią postawić granicę między tym, co jest prawdą, a tym co jest, nazwijmy to, filmową fikcją. W sytuacji, gdy w pewnym wieku konsekwencją chodzenia ze sobą może być podjęcie współżycia, staramy się pokazywać, że optymalna sytuacja jest wtedy, gdy obydwie strony decydują się na to w sposób wolny, niezależny. Chodzi o to, aby młodzi ludzie dokonywali bardziej świadomych wyborów, byli bardziej odpowiedzialni, działali w intencji troski o siebie i drugą osobę. Żeby szanowali to, co jest ważne dla mnie i to, co jest ważne dla drugiej osoby, bez wywierania na sobie presji. I żeby wchodzili w te związki na lepszych dla siebie zasadach.

Czy coś jeszcze jest ważne w takiej rozmowie?

KK: Dodałabym, że aby rozmawiać o seksualności czy cielesności, należy najpierw oswoić język…

AJ: Zgodnie z zasadą, jakiego języka używamy, taki świat mamy. A fakt jest taki, że dużo wulgaryzmów kojarzy się z seksualnością, czy będą to określenie narządów, czy czynności, czy wszelkie słowa dotyczące prostytucji lub seks-pracy. W związku z tym warto poszukać z młodzieżą zastępników dla tych słów, aby to nie były tylko wulgaryzmy, które najłatwiej i najszybciej przychodzą do głowy.

Powróćmy do Walentynek. Jesteście organizatorkami szkolnego święta miłości i zakochanych, co zaproponowałybyście swoim uczniom i uczennicom?

AJ: To jest trudne pytanie. Nie jestem dużą fanką Walentynek.

Ja również. Nie zmienia to niestety faktu, że Walentynki są stałą częścią szkolnego krajobrazu…

AJ: To prawda.

Więc co w tym dniu robić, oprócz dyskoteki i recytacji wierszy?

KK: Wiesz, ja zawsze uważałam, że dobry warsztat nie jest zły (śmiech). Zaoferowałabym młodzieży możliwość porozmawiania o tym, o czym tu mówimy, może zwłaszcza przez osoby z zewnątrz, osoby nieuwikłane w to, co się dzieje w szkole, które potrafią zbudować atmosferę do rozmowy, to jest coś, co można i warto zrobić.

AJ: Oprócz warsztatu, możemy także wykorzystać formę mniej zobowiązującą i zrobić np. projekcje filmowe z dyskusją.

A jakie filmy polecasz?

AJ: „Wszystko w porządku” (The Kids are All Right) – o rodzeństwie szukającym swojego ojca, a wychowywanym przez dwie matki, „Królowie lata” (The Kings of Summer)– o dojrzewaniu i przyjaźni między chłopakami, „Mała Miss” (Little Miss Sunshine) – o relacjach rodzinnych, miłości i wspieraniu się. Może też „Romeo i Julia” z 1996 r. pokazująca miłość totalną, która często jest bardzo charakterystyczna dla młodego wieku. To generalnie nie muszą być filmy wyłącznie o miłości i związkach. Potraktowałabym ten temat szerzej, niech będzie o dojrzewaniu,  rodzicach, rodzeństwie, relacjach z rówieśnikami itd.

KK: Ja też polecam „Kochanków z księżyca. Moonrise Kingdom”.

AJ: O tak!

Czyli porzucamy Walentynki w dotychczasowym szkolnym kształcie?

KK: Chcę się odnieść do poczty walentynkowej. Mam doświadczenie pracy w gimnazjum i poczta walentynkowa to jest coś, co się robi co roku. I co roku wygląda to tak, że są poważne listy i kartki adresowane do kogoś, kto faktycznie komuś się podoba. Ale też niestety jest mnóstwo takich, w których jedni z drugich robią sobie żarty. I to jest koszmarne. To dotyczy osób, które nie są uważane przez większość uczniów i uczennic za atrakcyjne, z różnych względów, bo grube, nieładne, biedne itd. I taka osoba dostaje list, który na początku świadczy o tym, że faktycznie ma jakiegoś cichego wielbiciela czy wielbicielkę. W połowie tego listu okazuje się, że to jest żart i to żart okrutny. Więc ja osobiście jestem za tym, żeby tę tradycję znieść. Choć też z innej strony, jest też tak, że młodzież sama to organizuje. Oni i one sami tego chcą, potrzebują tej specjalnej przestrzeni, w której mogą powiedzieć „jesteś fajny”, „jesteś fajna”, bo po prostu nie umieją tego zrobić zwyczajnie na co dzień, kiedy ktoś się im podoba. Taka możliwość, u dużej części uczniów i uczennic, budzi pozytywne emocje.

AJ: Uczniowie i uczennice nie mają świadomości, że taka poczta walentynkowa może być wykluczająca. Myślę, że np. związki jednopłciowe nie są tematem szkolnym, tego się nigdzie nie omawia. Więc gdybym była w szkole i zakochała się w Kindze to bym jej takiej Walentynki nie wysłała, bo bym spękała. To jeszcze jedna odsłona poczty walentynkowej.

Dla jednych przyjemna zabawa, a dla innych kolejna odsłona szkolnej przemocy czy dyskryminacji. Bo przecież mówimy o uczniach i uczennicach, którym i tak na co dzień, bez Walentynek, nie jest w szkole łatwo…

KK: Tak. W odbiorze pozostałych dzieciaków ta osoba nie ma szansy, aby ktoś się w niej zakochał. I takim żartem jest do dobitnie pokazane. Ta osoba musi się zmierzyć z komunikatem typu „nikt cię nie zechce”, „jedyne, co cię czeka to kpiny”. Poczta walentynkowa to jest plebiscyt popularności, są osoby, które dostają dużo walentynek, są osoby, które nie dostają żadnej, nigdy, co roku, albo właśnie dostaje te koszmarne.

Można ten zwyczaj jakoś uratować? Czy jakaś rozmowa wcześniej na ten temat by pomogła? Czy też, jak powiedziałaś Kinga, należy to po prostu znieść?

AJ: Można zrobić warsztat przed pod tytułem „nie piszemy negatywnych walentynek, bo się komuś zrobi przykro”, ale taki komunikat jest obciachowy. Dzieciaki mają dużą potrzebę niezależności, chcą móc powiedzieć, to co chcą. Więc raczej stawiałabym na działania uwrażliwiające i równościowe prowadzone w szkole cały czas, nie tylko z okazji Walentynek. Tak, aby to stało się oczywiste, że nie piszemy rzeczy, które innych ranią, że tego się nie robi. I nie tylko 14 lutego.

KK: Ja miałam kiedyś pomysł cenzurowania tych kartek, ale przecież to zupełnie nie o to chodzi. Więc tak, zamiast poczty walentynkowej lub przede wszystkim obok niej, rozmowy o relacjach, emocjach, zajęcia równościowe i antydyskryminacyjne jako stały element szkolnej edukacji.

Dziękuję za rozmowę.

 

Teksty w dziale "Opinie" powstają w ramach projektu "Edukacja antydyskryminacyjna – sprawdzam! wspieram!", realizowanego w ramach programu Obywatele dla Demokracji, finansowanego z Funduszy EOG.

Edukacja antydyskryminacyjna jest dziś potrzebna w Polsce tak jak nigdy dotąd.

Skip to content